środa, 14 sierpnia 2013

"Z dystansu" 2011

Aż tak z dystansu to to nie jest... Pod tytułowym dystansem kryją się warstwy zadziwienia pustką dzisiejszego społeczeństwa, uwiązaniem szkoły z interesami lokalnych polityków i biznesmenów, przy czym najczęściej "i" można spokojnie zastąpić myślnikiem. Smutkiem i przygnębieniem stanem psychicznym nauczycieli, trzymanych na krótkich smyczach przez procedury i paragrafy pozwalające rodzicom i dzieciom na bezkarne folgowanie swojej frustracji w szkolnych klasach i gabinetach. Jak daleko zaszliśmy w uczynieniu edukacją powszechną i masową, bezbronną wobec władzy pieniądza. Udało się jednemu pokoleniu obedrzeć szkołę ze wszystkiego, co kiedyś stanowiło jej wartość: trzymanie w posłuszeństwie, wychowywanie do dyscypliny, dystans między nauczycielem a rodzicem i jego dzieckiem, szacunek z racji miejsca, przekazywanie wiedzy. Czym więc jest współczesna szkoła? Przechowalnią czasem nikomu niepotrzebnego bagażu, laboratorium metod i technik bez troski o konsekwencje, rozdźwiękiem między przytłaczającą fikcją a jeszcze niemonitorowaną praktyką, miejscem pracy, które można łatwo stracić a nie miejscem, z którym związani jesteśmy widocznymi wspomnieniami, planami, marzeniami... Kartą przetargową w rękach lokalnych, zbyt szumnie zwanych, samorządowców, obsadzających dyrektorskie gabinety cieniami swoich wizji, w których priorytetem są kolejne wybory i społeczne powiązania a nie rozwój szkoły.

Właśnie obecny rząd wprowadza do polskich szkół kolejne zmiany, "świetnie" przygotowujące grunt pod prawdziwe trzęsienie szkolną podłogą, zmierzając świadomie ku temu, co prezentuje film, zresztą amerykański, który na szczęście współgra z zachmurzonym niebem, bo nie zdecydowałabym się go obejrzeć w czasie upałów, kiedy przysadka mózgowa przyswaja kolejne dawki pozytywnej energii...

Aż chciałoby się napisać: "Quo vadis...?".



2 komentarze: