wtorek, 10 grudnia 2013

Po testach

Jestem po testach próbnych. Mam dwie klasy. Jedna to bardzo zadbane dzieci rodziców zamożnych, wykształconych, inwestujących w dzieci i w ich wychowanie, rozwijających je we wszelkie możliwe strony. Wyniki wyszły bardzo dobre. ale wyniki w drugiej klasie… Mogę użyć obecnie wszędzie nadużywanego wyrazu? Masakra. Na 28 – 10 nie napisało rozprawki, bo nie zrozumiało tematu albo położyło się na ławce i stwierdziło, że pisać nie będzie. 6 osób w swoim przekonaniu coś napisało – czyli kilka linijek tekstu, które czytam i nijak nie mogę zrozumieć. Reszta, czyli 12 osób – zredagowało rozprawki na bardzo dobrym poziomie.
Zadania zamknięte… o tych na myślenie – czyli skojarzenie faktów, nie wspomnę nawet. O reszcie, wymagającej na przykład policzenia sylab w kilku wersach bajki, chyba też nie, ze zrozumiałych względów. Z jednego zadania przez nich zrobionego jestem dumna, bo po trzech latach wałkowania potrafią wskazać przyporządkować do danego cytatu środki stylistyczne…, ale już odróżnić wiersz od prozy niekoniecznie…
Jaka to klasa? Połowa z nich trafiła do niej w tym roku szkolnym, po niezdaniu w drugiej tylu osób, że OP nie zgodził się na utrzymanie dwóch mało licznych klas. Z tą właśnie połową pracowaliśmy przez całą pierwszą klasę nad nauczeniem ich zasad życia w społeczeństwie oraz staraliśmy się przetrwać z powodu obecności kilku uczniów o wysokim stopniu demoralizacji. Dzieci pochodzą z rodzin ubogich, bez szansy na cokolwiek, o szkole muzycznej, dodatkowym basenie, czy 10 złotych na przedstawienie mogą tylko pomarzyć. Ich motywacja do nauki (a czasami do życia) jest niska. chociaż lubimy się wzajemnie i szanujemy, nijak nie mogę wpłynąć na uczenie się w domu, na zdolność kojarzenia faktów, na przeczytanie lektury czy zrobienie czegokolwiek po wyjściu ze szkoły, z nią związaną. Połączono ich z dzieciakami z klasy troszkę spokojniejszymi, bardziej rozwiniętymi, z podobnymi życiowymi problemami… Przez miesiąc przecież wszyscyśmy się oswajali z tą sytuacją. Na szczęście uczyłam obie klasy, więc łatwiej było mi z nimi razem pracować, bo znam każdego z nich.
Co mam robić? Co o tym myśleć? Jak sobie z tym poradzić? I jak zaplanować pracę na najbliższe miesiące? Chyba nie muszę mówić, że ułożony dwa tygodnie temu plan wziął w łeb… Czy mam poddać w wątpliwość swoje metody dydaktyczne i swój styl pracy?
A może po prostu nie jestem w stanie przeskoczyć pewnych rzeczy?

1 komentarz:

  1. a ja żyję w szoku, że koleżanka z klasy najstarszego napisała na 8 punktów test z polaka. rodzic dziany, panna dorodna, w mózgu dziura, bo najważniejsza jest kasa. z żelbetonem nikt nie ma szans, szczególnie gdy rodzic powie " i tak musisz skończyć gimnazjum". nie wątp w siebie, nigdy!!! wątp w ludzkość jako homo sapiens, bo to się jakoś staczać zaczyna w kierunku drzewa... jesteś wspaniałym pedagogiem z masą pomysłów, planów i tak trzymaj! ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń