niedziela, 14 grudnia 2014

Nie potrafię. Stwierdziła i zamknęła wieko swych przekonań. Na drewnianym blacie bezwyrazistego stołu nie działo się nic. A przynajmniej nic, co by zasługiwało na czyjąkolwiek uwagę. Bo czym są rysy między rozdrapanymi sękami? Albo ślady zasuszonej czerwieni z wczorajszych owoców? Wybrańcy szybowali w przestworzach zdobytych tysięcznikami i dotykali nadzwyczajnych chwil. Szklane paciorki jej codziennego różańca pobrzękiwały zdumione swa bezużytecznością. Stopy kleiły się do przepoconych japonek, a piżama imitowała przyjemność niedzielnej nudy.
Nie potrafię żyć. Dokończyła myśl. Tak, by być z siebie zadowolona. Naśladuję czyjeś ruchy, tropię cudze wspaniałości, odgrzebuję prochy strawionych dawno resztek. Zakleszczam się w rutynie, wystrojoną w przechodzone idee globalnego secondhandu. Zabawa jest tak samo trudną sprawą jak nuda.

2 komentarze: