sobota, 1 marca 2014

Pytanie

- Jak się czujesz?
      (Żyję w wolnym związku, choć chciałabym w małżeństwie i zamiast partnera, któremu brak papierka służy i według mnie daje możliwość zerwania w każdym momencie i ucieczki w najmniej komfortowej chwili, wolałabym mieć męża, jakby to słowo na trzy litery miało w sobie magiczną moc potrafiącą zapewnić poczucie szczęścia i zadowolenia do końca życia... Pooglądałam na angielskim bruku kobiety w moim wieku z małymi dziećmi na rękach i tak jakoś... Może źle zaplanowałam przyszłość, która staje się na moich oczach teraźniejszością? Może z drugiej strony również nie było parcia na taki styl życia wspólnego? Chowając dziś pościel do wersalki, pomyślałam sobie, że wszystko jest u mnie "tak jakby" i nigdy normalnie. Po pracy siedzimy godzinami naprzeciw siebie, zapatrzeni w swoje laptopy, nie odzywamy się ani jednym słowem. Czuję się, jakbym była sama. Robię sobie herbatę, gotuję sobie obiad, idę sobie po zakupy, wyprowadzam sobie psa i rozmawiam sobie z S. Spędzam sobie wolny czas na tym, co sobie wymyślę. Nie czuję wsparcia w pomysłach, w podróżach sama zachwycam się widokami i lepiej, żeby nie za głośno. Druga strona milczy, klikając namiętnie swoją myszką. Czy to sobota, niedziela, czy zwykły dzień tygodnia. W jego życiu istnieję nie wiem na jakiej zasadzie, bo brak rozmowy to jedyny sposób trwania. Brakuje mi zwykłego kontaktu, słownej wymiany wrażeń, wątpliwości i zachwytów. Życie wirtualne ma dla niego tak duże znaczenie, że poznawanie rzeczywistości nie ma dla niego uroku. Dostosowuję się milcząc. Bo o czym mam mówić? Skoro widzę irytację lub lekką kpinę na wszystko, co powiem, co wymyślę... Czyż nie mówiłam pięć lat temu, że przez telefon i internet wydaję mu się inna niż jestem na co dzień? Widzę zniecierpliwienie, brak fascynacji, może nawet odrzucenie fizyczne, podirytowanie, brak ciekawości. Funkcjonuję między tym wszystkim, obok kogoś, kto ma problem z okazywaniem emocji i komunikacją..., a łagodność charakteru jawi się czasem jako rodzaj bierności, pod wpływem której zanika we mnie wola zrobienia czegokolwiek, a każdy pomysł wydaje się niepotrzebnym zamieszaniem...  I ostatnie pytanie na koniec - czy to jest normalne w każdym związku? Czy tak już będzie zawsze? Czy muszę być sobie sterem, żeglarzem i okrętem, mimo czyichś kapci w przedpokoju? Jest w pół do piątej. Za oknem popołudniowa szarówka. Może pójść na spacer? Położyć się do łózka? Przykryć się mocno kołdrą? Obejrzeć samej film ze słuchawkami na uszach? Czy odkurzyć pokój i posprzątać papiery? Nie wiem. I nie to, że nic nie wiem. Wiem, czego bym chciała i wiem, czego nie chcę.)
  
- Dobrze.

5 komentarzy:

  1. Może to mało budujące co powiem, ale miałam podobne dylematy, ciągle było "sobie", a potem pojawiało się pytanie "to już tak będzie na zawsze?". Teraz jestem o wiele szczęśliwsza. Bez niego.Teraz to "sobie" ma zupełnie inny wymiar.
    Ps.Wiesz? Gdzie zniknęła ta dawna pogodna nAvijka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się o to pytam od kilku dni. Najpierw myślałam, że to dystans i rozsądek, ale widzę, że to kolejna zmiana... kolejny etap... Do kolejnej -dziesiątki tylko 9 lat. Minie szybko. I nie można zatrzymać czasu, rozciągnąć go, żeby chwilkę poczekał...

    OdpowiedzUsuń
  3. tak mi przykro o tym czytać :(

    OdpowiedzUsuń
  4. wiesz co.... smutno mi..:( Odbieram to jak jakiś kompromis...na CUDZYCH warunkach...Brak papieru daje wolną drogę OBU stronom..Pamiętaj o tym. Choć nie chcę brzmieć jakbym cokolwiek sugerowała.

    OdpowiedzUsuń